TUR-INFO.PL
Serwis Informacyjny Branży Turystycznej
Dwóch kierowców z firmy przewozowej na Śląsku anonimowo na łamach Gazety Wyborczej opowiedziało, że jeździ się drogą, na której w niedzielę doszło do wypadku.
reklama
Mężczyźni opowiedzieli, iż większość kierowców autobusów tamtędy jeździ. Zarówno z Polski, jak i z Włoch, Hiszpanii, czy też samej Francji.
Niebezpieczna droga na mapie jest bowiem czerwona - czyli krajowa, co oznacza iż jest przejezdna. Natomiast objazd wytyczony dla ciężarówek i autobusów jest na mapach oznaczony kolorem żółtym. A żółte drogi są węższe i bardziej niebezpieczne niż czerwone. Dlatego wielu kierowców nigdy nie jechało objazdem, właśnie ze względu na bezpieczeństwo.
Kierowcy powiedzieli, iż znak zakazujący wjazdu autokarom wprawdzie widzieli, ale ostrzeżenie to nie jest szczególnie wyraźne. - To jest zwyczajny znak drogowy, żadne duże tablice - ostrzeżenie, które wszyscy znamy z "czarnych punktów" w Polsce.
Kierowcy powiedzieli też, iż nigdy na tej drodze nie zatrzymała ich policja, pomimo, iż patrole spotykali wielokrotnie.
Ich zdaniem kierowcy nie wybierają tej trasy ze względu na oszczędność czasu - Przy tak długich trasach jak pielgrzymki chęć zaoszczędzenia nawet godziny jest bez sensu. Oszczędzanie paliwa w takich trasach to też bzdura - tego się nie da policzyć. Dla kierowcy jest więc to bez znaczenia. Faktem jest, iż pasażerowie czasami się denerwują.
Kierowcy powiedzieli również, iż w autobusie o trasie decyduje najczęściej sam kierowca. Czasami powołuje się na polecenie szefa i to najcześciej wystarcza. Pasażerowie, czy też pilot rzadko ingerują w trasę.
Ciekawostką jest fakt, iż kierowcy najczęściej nie przyznają się szefowi, iż jeżdżą drogą, na której jest zakaz wjazdu do autokarów. - Nie ma po co zawracać mu głowy. Ta droga jest porządna, mi się tam nigdy nic nie przydarzyło. Może miałem szczęście, choć kilka razy musiałem już przytulać się autobusem do skały, wychodziłem cało. Najgorzej jest, gdy chcą się wyminąć dwa autobusy. W niektórych miejscach to niemożliwe. Trzeba się zatrzymać, ktoś musi cofnąć.
Kierowcy z którymi rozmawiał redaktor Gazety powiedzieli również, iż feralny zakręt jest rzeczywiście wyjątkowo trudny. - W tym miejscu, gdzie doszło do wypadku, nie ma co liczyć na szczęście. Nawet najlepsze hamulce nie pomogą, trzeba zjeżdżać na możliwie najniższym biegu i prawie się zatrzymać, żeby wykręcić.
Ich zdaniem po wypadku na niebezpiecznym odcinku nic się nie zmieni. Kierowcy nadal będą tamtędy jeździć. Bo wszystkie sanktuaria znajdują się w górach- można więc do nich dojechać albo wspinać się na nogach.
© 2024 TUR-INFO.PL Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kontakt z nami