TUR-INFO.PL
Serwis Informacyjny Branży Turystycznej


2007-11-15 - Matka Polaka zmarłego na lotnisku w Vancouver będzie starać się o odszkodowanie

To nie atak serca był powodem śmierci na kanadyjskim lotnisku Roberta Dziekańskiego - twierdzi Walter Kosteckyj, prawnik matki mężczyzny. Bezpośrednią przyczyną zgonu mogło być zatem porażenie paralizatorem przez policjantów. Jak powiedział mecenas Radiu Zet, sekcja zwłok wykazała, że Polak nie był pod wpływem narkotyków ani alkoholu.

reklama


Ministerstwo Spraw Zagranicznych wciąż czeka na wyniki badań patologicznych Roberta Dziekańskiego, a Radio ZET już je zna. Jak powiedział radiu adwokat matki mężczyzny, sekcja zwłok nie wykazała, aby przyczyną śmierci Polaka był atak serca czy tętniak. Badania nie wykazały również, by mężczyzna był pod wpływem alkoholu czy narkotyków. "Zmarł z powodu tego, co spotkało go na lotnisku" - powiedział Radiu Zet Kosteckyj. Autopsja jednak nie ustali prawdopodobnie przyczyny jego śmierci. "Ale mamy dowody na taśmie - był porażony paralizatorem, rzucony na ziemię, policjanci przytrzymywali go siłą, stracił przytomność i nigdy jej nie odzyskał. Mamy oficjalny raport koronera. Będziemy szukać odszkodowania w sądzie" - mówi adwokat.

Sprawa w sądzie nie zacznie się jednak szybko. Zdaniem mecenasa, wstępne przesłuchanie w biurze koronera może się odbyć dopiero w kwietniu lub maju. Mecenas dziwi się również, że koroner chce przyjechać na Dolny Śląsk, gdzie mieszkał Dziekański. "Dowody są tu na miejscu - Polak nie stwarzał żadnych problemów w czasie długiego lotu, w czasie odprawy - coś musiało się stać na lotnisku. Nikt mu nie pomógł" - mówi.
Tymczasem kanadyjskie media mają pretensje do Policji. "Wydaje się, że policja prezentuje mentalność w rodzaju: najpierw użyć tasera, a potem zadawać pytania" - napisano w dzienniku "Vancouver Sun". Polski ambasador w Ottawie Piotr Ogrodziński powiedział agencji AFP, że jest "zaszokowany" wydarzeniem. "Mam wrażenie, że reakcja policjantów być może nie była dostosowana do okoliczności" - dodał. Ocenił również, że Polak wyglądał na kogoś, "kto desperacko szuka pomocy, ale nie robił wrażenia agresywnego".

Warszawa oficjalnie wystąpiła o wyjaśnienia od strony kanadyjskiej. Robert Dziekański, który miał w Kanadzie dołączyć do matki, zmarł 14 października z powodu porażenia paralizatorem. Przez 10 godzin błąkał się po strzeżonej zamkniętej części portu lotniczego w Vancouver, starając się odnaleźć matkę, która czekała na niego w hali przylotów. Mężczyzna, który pierwszy raz leciał samolotem, nie mówił w żadnym obcym języku.



Wróć do strony głównej


Pełna wersja

© 2024 TUR-INFO.PL Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kontakt z nami

stat24.com