TUR-INFO.PL
Serwis Informacyjny Branży Turystycznej


2006-08-16 - W Łebie wir wciąga kąpiących się!

W ciągu ostatnich paru dni w Łebie utonęły aż trzy osoby, a kilkadziesiąt innych w ostatniej chwili wyciągnęli z wody ratownicy. Coraz częściej mówi się o tajemniczym wirze, który wciąga kąpiących się.

reklama


Łeba do dyspozycji turystów oddaje trzy plaże: główną, oznaczoną literą A, mającą 1800 m długości, plażę B, położoną nieco na zachód od głównej, za kanałem portowym, oraz leżąca na wschód od głównej plażę C.

Plażami zarządza firma Agados, a bezpieczeństwa turystów pilnuje na nich ponad 40 ratowników.

Kurort co roku walczy o miano letniej stolicy Polski. Jednak teraz, miastu będzie trudniej przyciągać turystów, a to wszystko za sprawą dziwnych utonięć.

- To, co się w tym roku dzieje, wszystkich nas zszokowało - martwi się Ewa Horanin, sekretarz miasta Łeby. Wielu turystów rezygnuje z wypoczynku w Łebie, widząc na plaży kolejnych topielców. - Pod koniec lipca byłem tam na urlopie. Przy mnie utopiły się dwie osoby - opowiada 39-letni Piotr K. z Warszawy.

Dramat w Łebie zaczął się 23 lipca. Wtedy kilkanaście metrów od brzegu utopił się 9-letni chłopiec. - Jego ciało znaleziono dwa dni później w odległym o kilka kilometrów Czołpinie. Chłopiec wpadł w wir wodny, który powstaje przez bliskość wejścia do kanału portowego i utonął.

Wir znajduje się niedaleko falochronu , po lewej stronie od wyjścia z portu - mówi Tadeusz Zalewski, zajmujący się miejscowymi ratownikami. - Tam są niebezpieczne prądy morskie, a wiry i fale wywołują ruchy wody, które wciągają ludzi w głąb morza. Wówczas nawet najlepszym pływakom trudno wrócić do brzegu - tłumaczy.

Na razie firma opiekująca się plażami ostrzega kąpiących się przed niebezpieczeństwem za pomocą znaków. Jednak firma musi codziennie wykopywać znaki z piasku, i zakopować je ponownie rano, bo - Trudno w to uwierzyć - wandale je kradną! - mówi Ewa Horanin. Potwierdza to Tadeusz Zalewski: - Wykopujemy znaki wieczorem i chowamy je w obawie przed kradzieżą, ale i tak nie potrafimy ich upilnować.

Turyści natomiast nie dostrzegają znaków, tłumacząc, że są one mało widoczne. - Tylko raz widziałem znak na plaży, ale był mały i stał w złym miejscu - stwierdza Jacek K., który był w Łebie cztery dni. - Po tych utonięciach nic się nie zmieniło. A wystarczy przecież zagrodzić taśmą 50 m plaży - denerwuje się inny turysta.

Ratownicy mówią jednak, iż zagrodzenie plaży taśmą nie jest możliwe. - My żyjemy tylko z turystów. Jak się zamknie plażę, to będzie panika i wszyscy wyjadą. Wówczas padnie nie tylko Łeba, ale i my stracimy pracę - tłumaczy. Nie zamknięcie plaży jest tłumaczone równiej formalnościami. - Nie możemy zamknąć plaży, bo ta podlega pod jurysdykcję Urzędu Morskiego w Słupsku. - mówi Ewa Horanin. - Nie ogrodzimy przecież plaży drutami kolczastymi. Nie możemy karać wszystkich turystów za to, że kilku nie chce się podporządkować zakazom i kąpać tylko w bezpiecznych miejscach. Możemy dodatkowo wzmocnić patrole ratowników - dodaje.

Na razie w Łebie wir wciąga kolejnych plażowiczów, a dla turystów przeprowadzane są specjalne szkolenia. Nie wiadomo jednak, czy wystarczą one, by już nie dochodziło do tragedii.



Wróć do strony głównej


Pełna wersja

© 2024 TUR-INFO.PL Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kontakt z nami

stat24.com